Rafał Majka
Odnośnie do reakcji niektórych aktywistów i aktywistek LGBT na oświadczenie Tomasza Sikory pt. „Do Organizatorów Queerowego Maja ws. przemocy w krakowskim klubie Cocon i w środowisku LGBTQ”.
W poniższym tekście chciałbym poruszyć dwa wątki, które pojawiły się w przestrzeni społecznościowej po opublikowaniu na Codzienniku Feministycznym przez mojego partnera, Tomasza Sikorę, oświadczenia „Do Organizatorów Queerowego Maja ws. przemocy w krakowskim klubie Cocon i w środowisku LGBTQ”. Pierwszym z nich jest kwestia momentu, w którym mój partner postanowił nagłośnić to, że został pobity w Coconie przez ochroniarzy; drugim, co jest dla mnie szczególnie szokujące i przygnębiające, dający się wyczuć w komentarzach internetowych aktywistów i aktywistek LGBT syndrom obwiniania ofiary przemocy o chęć storpedowania festiwalu.
Kiedy tylko dowiedzieliśmy się na fejsbuku, że tegoroczna impreza Queerowego Maja ma się odbyć w Coconie, Tomek siadł i napisał oświadczenie. Tak, niedawno zaczął planować napisanie tekstu aktywistyczno-publicystycznego na ten temat. Tak, zajęło mu to aż tyle czasu. Wbrew sugestiom internetowym, nie czekaliśmy złośliwie kilka miesięcy, aby storpedować festiwal i zaszkodzić organizatorom i organizatorkom.
Tak, pobicie miało miejsce 30 stycznia, ale nie było to zdarzenie, nad którym mój partner przeszedł lekko do porządku dziennego. Od około dwudziestu lat Tomek zajmuje się studiami i aktywizmem LGBT i queer w Polsce. Przez cały ten czas angażował się w szereg inicjatyw równościowych, wolnościowych i solidarnościowych na polach LGBT, queerowym, feministycznym i lewicowym i niejednokrotnie ponosił z tego powodu przykre konsekwencje. Nie muszę chyba tłumaczyć osobom zajmującym się edukacją antyprzemocową, solidarnością wewnątrzśrodowiskową, studiami queer czy szeroko pojętym etycznym relacjonowaniem, jaki wpływ na mojego partnera miało to, jak został potraktowany przez klienta, managera, ochroniarzy, a w końcu właściciela klubu Cocon – a więc miejsca, które powinno być przestrzenią bezpieczną i bardzo wrażliwą na jakąkolwiek przemoc.
Pod tekstem oświadczenia i w innych miejscach pojawiły się zarzuty, że Tomek „atakuje” Queerowy Maj, a nie Cocon, że czyni organizatorów i organizatorki „współwinnymi”, że brakuje mu „solidarności wewnątrzśrodowiskowej” i „wylewa swoje żale za pośrednictwem CF”. Jeden ze współorganizatorów czuje się skrzywdzony „niesprawiedliwością oświadczenia” mojego partnera, odbiera tekst jako oskarżenie o „popieranie przemocy i agresji”, czuje się „przegrany” i „złamany” oraz że „nieważne, co zrobi, zawsze znajdzie się ktoś, kogo to nie zadowoli”.
Przyznam, że jestem zaszokowany sposobem, w jaki został odebrany przygnębiający tekst mojego partnera dotyczący traumatycznego dla niego doświadczenia; tekst skłaniający do etycznej refleksji i być może szybkich, trudnych decyzji. Zamiast empatii i zastanowienia się, co z problemem przemocy zrobić – złość względem Tomka, że upublicznił to w niewłaściwym momencie; zamiast nastawienia na sprawne rozwiązywanie konfliktów społecznych i organizowanie „czystych” przestrzeni – fiksacja na swoim i tak już dużym aktywistycznym ego, które poczuło się urażone, bo ofiara przemocy postanowiła poinformować o fakcie przemocy w czasie niewłaściwym, sprawiając przez to problemy osobom, które przecież chciały dobrze i się starają.
Zatem, zamiast osób pracujących w klubie Cocon, w którym impreza się jednak odbędzie, na miejscu agresora stawia się mojego partnera, Tomasza Sikorę, ofiarę przemocy, i obwinia się go – i robią to na dodatek aktywiści i aktywistki LGBT – o postawienie Queerowego Maja w dwuznacznej sytuacji. Wydaje mi się, że szkolenie z edukacji antyprzemocowej przydałoby się nie tylko obsłudze polskich klubów LGBT, ale również wielu aktywistom i aktywistkom na rzecz tej społeczności. Baty, jakie obrywa na portalach społecznościowych mój partner, są niewspółmierne do tego, co się pisze odnośnie do osób z klubu Cocon, o zachowaniu których wypowiedział się mój partner w oświadczeniu.
Moje zdanie jest bardziej radykalne aniżeli Tomka, który jest w stanie zrozumieć kłopoty organizatorek i organizatorów, jakie wiązałyby się z odwołaniem imprezy w Coconie na kilka dni przed. Z oświadczenia kolektywu dowiaduję się, że imprezy w Coconie życzyła sobie część środowiska i osób uczestniczących, a z innego tekstu, że materiały zostały wydrukowane, a informacja poszła w świat. Wydaje mi się jednak, że idee stojące za hasłem „queer”, które eksploatuje się podczas festiwalu, a już w szczególności tegoroczne hasła równości i solidarności, powinny mieć pierwszeństwo przed wykonaną logistyką i ciśnieniem na tańce właśnie tam, w Coconie. Organizatorzy i organizatorki mieszkający w Krakowie piszą, że nie są stroną w konflikcie – jednak niestety podtrzymując decyzję o organizowaniu finalnej imprezy w klubie, w którym dochodzi do przemocowych sytuacji, a wiedza o tym, jak się okazuje, jest tajemnicą poliszynela w krakowskim środowisku (lektura komentarzy na profilu fejsbukowym, podpytanie znajomych itp.), legitymizują pod queerową zabawę przestrzeń, która bezpieczną i przyjazną dla wszystkich niestety nie jest.
Korekta: Grzech Stompor